Wciąż za mało odpadów segregujemy i przetwarzamy

20 lutego 2009

Drukuj artykuł
Kategoria:
Wydarzenia

Tylko połowa właścicieli domów jednorodzinnych segreguje śmieci. Jako kraj jesteśmy w tej dziedzinie na szarym końcu, a przepisy Unii Europejskiej nakazują nam wprowadzenie ostrych norm. Segregacja odpadów to nie jest ekologiczny kaprys, ale konieczność i nie da się od niej uciec, nie da się wrzucać wszystkiego do jednego worka - jak głosi zachęcające do tego hasło

Tylko połowa właścicieli domów jednorodzinnych segreguje śmieci. Jako kraj jesteśmy w tej dziedzinie na szarym końcu, a przepisy Unii Europejskiej nakazują nam wprowadzenie ostrych norm. Segregacja odpadów to nie jest ekologiczny kaprys, ale konieczność i nie da się od niej uciec, nie da się wrzucać wszystkiego do jednego worka - jak głosi zachęcające do tego hasłoSegregowanie odpadów to nie tylko oddzielanie plastykowych butelek od szkła i makulatury. To również wydzielenie odpadów biodegradowalnych (np. obierek z ziemniaków) i wielkogabarytowych, chociażby stare łóżko czy szafa.Cała Polska na tle pozostałych państw europejskich w kategorii segregacji odpadów wypada bardzo blado. Tylko ok. 5-6 proc. wytwarzanych w naszym kraju odpadów podlega selekcji. Podobnie jest z recyklingiem, czyli odzyskiwaniem niektórych surowców, takich, jak tworzywa sztuczne, złom metalowy, szkło i papier i powtórne ich przetwarzanie. Prawie nigdzie na świecie nie przerabia się do ponownego użycia takich ilości odpadów jak w Holandii, bo aż 64 proc. Reszta zostaje spalona, z czego uzyskuje się dodatkową energię (34 proc.), tylko mała część śmieci trafia na wysypisko (2 proc.). W Polsce proporcje wyglądają tak - recykling surowców 8 proc., składowanie 91 proc., a spalanie... 0 proc. Podobne niekorzystne proporcje w Europie mają tylko Litwa, Rumunia, Węgry i Cypr. To, co w krajach Europy Zachodniej jest codziennością, w polskich miastach kojarzy się raczej z pojedynczymi akcjami ekologicznymi. Czym tłumaczyć taki stan rzeczy? Najkrócej mówiąc złymi przepisami prawnymi i brakiem świadomości wagi problemu. - Zgodnie z polskim prawem odpady należą do firm zajmujących się gospodarką komunalną, a nie do miasta. A prywatnym firmom nie opłaca się selektywna zbiórka odpadów - tłumaczy Mirosław Herman, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej w katowickim Urzędzie Miasta.Miasto nie jest więc wytwórcą odpadów i nie ma podstaw do interwencji w sposób ich składowania. Gmina wydaje tylko koncesje firmom, które zajmują się wywozem i przetwarzaniem śmieci.Mysłowice nie odstają na tym tle. I choć z każdym rokiem jest coraz lepiej, to wciąż nie jest dobrze.- W ubiegłym roku w sumie zabraliśmy 697 ton odpadów posegregowanych. W tym czasie na wysypiska wywieźliśmy 26,7 tys. ton śmieci - informuje Leszek Łomski, kierownik działu umów w Zakładzie Oczyszczania Miasta Mysłowice.Nie jest dobrze, ale jest lepiej, bo po półtora roku prowadzenia akcji selektywnej zbiórki odpadów w naszym mieście, segregacją przejmuje się połowa z 5,8 tys. obsługiwanych przez ZOMM mieszkańców domów jednorodzinnych. Każdy z nich dostaje kolorowe worki, do których musi wkładać odpowiednie odpady. Raz w miesiącu są zbierane i dalej segregowane , czyszczone i prasowane w bazie zakładu przy ul. Miarki.Według oficjalnych danych w naszym mieście nie udało się wykonać założeń sele-ktwynej zbiórki odpadów. W ubiegłym roku planowano zebrań 357 ton tworzyw sztucznych. Udało się 116 t, czyli ok. 32,5 proc. Podobnie było ze szkłem (376,4 t zebranego wobec 1327 t planowanych). Najgorzej było z makulaturą. Plan wykonano w ledwie 14,3 proc. - zebrano 265 t, choć zaplanowano odbiór 1.857 ton.Leszek Łomski tłumaczy to "oporem materii", czyli niską świadomością mieszkańców. - Ludzie jeszcze nie segregują na zadowalającym poziomie - tłumaczy. A mieszkający w zabudowie wielorodzinnej mają w całym mieście do dyspozycji 40 tzw. gniazd, czyli kontenerów przeznaczonych na poszczególne odpady. Kilka miesięcy temu pojawiły się również pojemniki na plastykowe butelki. Do segregacji, hasłem "nie wrzucaj wszystkich do jednego worka" swoim wizerunkiem zachęca prezydent miasta.Spory problem dla ZOMM-u stanowi finansowy wymiar selektywnej zbiórki odpadów. Bo choć to, ze wszech miar słuszne zadanie, to niestety niezbyt opłacalne.- Obsługa tego systemu zawsze przynosiła straty. Surowce sprzedawaliśmy za symboliczne kwoty, więc przychody nie pokrywały kosztów - mówi kierownik ZOMM.Obecnie sytuacja jest jeszcze gorsza, bo załamał się rynek surowców wtórnych. Jeszcze pół roku temu pośrednicy płacili ok. 90 zł za tonę makulatury, kilka tygodni temu dawali już tylko złotówkę, a teraz każą sobie płacić nawet 80 zł za każdą odebraną tonę. Mamy jeszcze około dziesięciu lat, aby uporządkować gospodarkę odpadami.Nowa dyrektywa unijna zobowiązuje państwa członkowskie do przygotowania programów dotyczących za-pobiegania powstawaniu odpadów. Pierwszoplanowym celem jest zmniejszenie ilości odpadów składowanych na składowiskach lub spalanych, bo obie formy ich utylizacji są szkodliwe dla środowiska naturalnego. Ma więc być mniej śmieci, a więcej recyklingu.Rozporządzenie zobowiązuje do ograniczenia ilości odpadów biodegradowalnych magazynowanych na wysypiskach, czyli takich, które są zdolne do rozkładu, np. odpady kuchenne, z ogrodów, pochodzące z pielęgnacji terenów zielonych oraz papier. Składowiska będą przyjmowały tylko ok. 15-20 proc. odpadów, które już od niczego się nie nadają i nie mogą być ponownie wykorzystane, np. gruz z remontów.W sąsiednich gminach z segregacją śmieci przez mieszkańców jest nieco lepiej. W Tychach śmieci segreguje aż 70-80 proc. wśród właścicieli prywatnych domów. Podobnie jest w gminach powiatu bieruńsko-lędzińskiego. Nigdzie nie ma stuprocentowego zainteresowania segregacją, choć korzyść finansowa z segregacji jest dla indywidualnych klientów znacząca.W Bieruniu za wywóz odpadów segregowanych mieszkańcy płacą 2 zł brutto za jeden worek. Za każdy odebrany worek dostaje się nowy. W Chełmie Śląskim wywóz sortowanych śmieci mieszkańców nic nie kosztuje. Płaci gmina. W skali roku jest to 18 tys. zł. W tej kwocie jest zarówno regulowanie należności, jak i koszt akcji uświadamiających mieszkańcom potrzebę segregowania śmieci. Marek Mrówczyński, prezes zajmującej się odpadami firmy Master w Tychach, przyznaje, że konsekwencja i upór w tym przypadku przynosi efekty. I warto iść coraz dalej w ofercie selekcji śmieci. Rok temu w Tychach po raz pierwszy pojawiła się akcja zbierania zużytego sprzętu elektronicznego. Zebrano 25 ton.(Współpraca: JOL, MST)Krzysztof P. Bąk, Katarzyna Wolnik  -  POLSKA Dziennik Zachodni

O Autorze

Dariusz Wójtowicz

Inne posty tego autora

gazeta_myslowicka logo-tvmyslowice