Poszukiwania chorego kota zakończone sukcesem!

06 lipca 2018

Drukuj artykuł
Kategoria:
Wydarzenia

Trzy dni trwały poszukiwania chorego kota, który po wtorkowej interwencji służb miejskich, zamiast do Schroniska, trafił na ulicę. Po tym skandalicznym wydarzeniu w poszukiwania zaangażowało się kilkadziesiąt osób, w tym dzieci i młodzież z dzielnicy Stare Miasto.

Dzisiaj przed godziną 7:00 rano umęczone zwierzę trafiło w ręce wolontariuszek z Mysłowic. Panie Aneta i Paulina wraz z jednym z radnych miejskich przekazali umęczonego kotka do Schroniska przy ulicy Sosnowieckiej, a stamtąd do kliniki weterynaryjnej. Niebawem dowiemy się w jakim stanie jest zwierzę i czy uda się je uratować.

Oczywiście w trakcie przekazywania kotka do Schroniska nie obyło się bez kolejnej awantury pod Urzędem Miasta Mysłowice, gdzie pani odpowiedzialna za współpracę z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami w niegrzeczny sposób próbowała udowodnić swoje racje i odebrać zwierzę wolontariuszom. Ci bojąc się, o los kota nie wyrazili na to zgody i wraz ze wspierającym ich radnym miejskim, osobiście dostarczyły umęczone zwierzę do Schroniska i następnie do weterynarza.

Iwona Chajto

Chory kot nie jest rzeczą!


Historia związana z bezdusznym traktowaniem porzuconych zwierząt w Mysłowicach od wielu miesięcy wywołuje duże emocje nie tylko wśród obrońców praw zwierząt, ale również zwykłych mieszkańców. We wtorek miejskie służby zamiast przewieźć chorego kota do Schroniska, „wypuściły” go na wolność. Nocne poszukiwania zwierzęcia przez dwie wolontariuszki nie odniosły skutku, które obawiały się, że schorowane zwierze na wolności, bez pomocy ludzi czeka cierpienie i śmierć.

Podejrzenia o zmuszaniu pracowników Centrum Zarządzania Kryzysowego i Straży Miejskiej, aby minimalizowali przyjmowanie zwierząt do Schroniska graniczą z pewnością. Zamiast chore i bezpańskie zwierzęta niezwłocznie przewozić do Schroniska przy ulicy Sosnowieckiej, odmawia się ich zabrania, bądź „wypuszcza” na wolność.

- To łamanie prawa - mówią Wolontariusze i obrońcy praw zwierząt.


- Oszczędności w Mysłowicach przybierają bardzo nieludzką formę i takie działania należy piętnować. Widzę, że pracownicy Urzędu odpowiedzialni za los bezdomnych zwierząt działają pod presją swoich zwierzchników. Tutaj liczę na wsparcie mediów i organizacji pozarządowych walczących o prawa zwierząt - mówi Dariusz Wójtowicz, który włączył się w pomoc w poszukiwaniach chorego zwierzęcia.


- Dziwnym trafem nie widać oszczędności na pensjach prezydenta i jego zastępców, dla których publicznej kasy nigdy nie brakuje - mówią ludzie znający od podszewki temat współpracy władz miasta ze Schroniskiem.


Ale wracając do naszej historii…

Porzucony kot przebywał od kilku tygodni na jednej z posesji przy ulicy Wyspiańskiego. Był chory i wychudzony. Leżał w jednym miejscu, pod choinką. Prawie w ogóle się nie ruszał z miejsca. Ludzie z ulicy i wolontariusze przynosili mu jedzenie. Był ufny i podchodził do osób karmiących go, dawał się głaskać. Gdy jego stan zdrowia pogorszył się, dwie wolontariuszki z Mysłowic zgłosiły we wtorek (3 lipca) ten fakt pracownikom służb miejskich odpowiedzialnych m.in. za przekazanie zwierzęcia do Schroniska TOZ.


Według relacji zgłaszających, pracownicy Urzędu na początku odmówili pomocy, ale po kolejnej telefonicznej rozmowie i bardzo emocjonalnych interwencjach, na ulice Wyspiańskiego pojechał patrol Straży Miejskiej. Kot został zabrany, ale nie trafił do Schroniska, tylko został wypuszczony w okolicach budynku Straży Miejskiej przy ulicy Strażackiej. Pracownik Urzędu wypuścił zwierzę, twierdząc, że kot był zdrowy!


Idąc tokiem myślenia mysłowickich władz i ich pracowników, od dzisiaj śmiało można ze zwierzętami jeździć do Urzędu, a nie na kosztowne leczenie do klinik weterynaryjnych. Tam „fachowcy” ocenią stan zdrowia kotów i psów!


Gdy młode wolontariuszki Paulina i Aneta dowiedziały się, że chore zwierzę nie trafiło do Schroniska, tylko na ulicę, około północy rozpoczęły poszukiwania kota. Niestety teren gdzie trafiło zwierzę to same chaszcze i gruz ze zniszczonych fundamentów, więc po godzinie musiały zakończyć poszukiwania, które kontynuowane były przez trzy dni, do późnych godzin wieczornych. 


Wolontariuszki w trakcie rozmowy z Urzędnikami mającymi oceniać stan zdrowia zwierząt dowiedziały się, że ratowanie kotów to wyłudzanie pieniędzy dla Schroniska! 

Tak irracjonalne argumenty były już wcześniej podnoszone w rozmowach z innymi osobami. Podejrzewać należy, że wypuszczenie chorego kota to nie był przypadek, tylko zamierzone działanie. Wiemy, że rozmowy są zapisywane na nośnikach, więc z odsłuchaniem nie będzie problemu.

Chęć ratowania i leczenia kota z Wyspiańskiego wyraziła wieloletnia  pracownica Schroniska z Katowic. Dla niej mysłowickie działania to łamanie praw zwierząt i wstyd na całą Polskę!

To kolejne skandaliczne zachowanie pracowników Magistratu, odpowiedzialnych za wyłapywanie bezdomnych, rannych i schorowanych zwierząt w Mysłowicach. O podobnych sytuacjach informowali już pracownicy Schroniska TOZ oraz Wolontariusze. 

Jeżeli ktoś został potraktowany w podobny sposób, prosimy o komentarze pod materiałem i kontakt ze Schroniskiem przy ulicy Sosnowieckiej.

Na szczęście ta smutna historia zakończyła się dobrze, kot po trzech dniach o własnych siłach wrócił na legowisko pod drzewkiem przy Wyspiańskiego i stamtąd został zabrany do weterynarza.

Dwie panie wolontariuszki Paulina i Aneta oraz osoby dokarmiające kota pragną podziękować za pomoc w poszukiwaniach i za udostępnianie informacji na portalach społecznościowych.

Dzieci i młodzież biorące udział w trzydniowych poszukiwaniach w nagrodę za poświęcony czas oraz okazaną wrażliwość zostaną w weekend zaproszone przez naszą redakcję na grilla. Niech ich zachowanie posłuży za godny naśladowania przykład ludziom, którzy przynoszą wstyd naszemu miastu!

Materiał przygotowała: Iwona Chajto, Foto Dariusz Wójtowicz

O Autorze

Redakcja

Inne posty tego autora

gazeta_myslowicka logo-tvmyslowice