Misja: Magurka Wilkowicka 2010

17 czerwca 2010

Drukuj artykuł
Kategoria:
Kultura i Edukacja

Przejechać 160 kilometrów, przejść ponad 25 w trudnym, górskim terenie i przespać zaledwie kilka godzin w ciągu trzech dni – oto zadanie przed którym stanęli wojownicy i wojowniczki z klasy IIIA Gimnazjum Sportowego w Mysłowicach. Pociąg z piskiem metalowych kół ruszył  z Mysłowic 10.06.2010r. o godzinie 9:04. Sielska atmosfera tego pięknego dnia nie zwiastowała trudnej walki, jaką przyszło im stoczyć w ogniu słońca, które właśnie w tym dniu przypomniało sobie ( po raz pierwszy w tym roku) o swej niszczycielskiej mocy. (Zapraszam do przeczytania relacji z bardzo fajnej wycieczki która znajduje się w rozwinięciu newsa, Marcel Sobota)

Misja: Magurka Wilkowicka 2010Przejechać 160 kilometrów, przejść ponad 25 w trudnym, górskim terenie i przespać zaledwie kilka godzin w ciągu trzech dni – oto zadanie przed którym stanęli wojownicy i wojowniczki z klasy IIIA Gimnazjum Sportowego w Mysłowicach. Pociąg z piskiem metalowych kół ruszył  z Mysłowic 10.06.2010r. o godzinie 9:04. Sielska atmosfera tego pięknego dnia nie zwiastowała trudnej walki, jaką przyszło im stoczyć w ogniu słońca, które właśnie w tym dniu przypomniało sobie( po raz pierwszy w tym roku)  o swej niszczycielskiej mocy.O godzinie 10:36 rozpoczęli frontalny atak na warownię otoczoną z każdej strony górami – schronisko na Magurce Wilkowieckiej. W błyskawicznym tempie pochłaniali hektolitry wody, zraszając swoim potem niebieski szlak prowadzący  ku przeznaczeniu.Potężne zbroje (plecaki) stawały się z każdym krokiem coraz cięższe, a buty i nogi odmawiały posłuszeństwa, podczas gdy słońce z coraz bardziej wzmożoną uwagą obserwowało każdy ich ruch osłabiając ich impet i energię. Nikt się  nie poddał, choć wielu wątpiło...13:00 – cel osiągnięty, forteca opanowana. Nie szukajcie wygód w warowniach ziem beskidzkich. Prawdziwym rycerzom do szczęścia wystarczy kilka desek nad głową, koc i twardy materac, by odzyskać siły poważnie nadwątlone w licznych bojach. Wśród licznych sportów  uprawianych  na Zamku  przy Gwarków 1 obok piłki nożnej, pływania, judo, szachów swe specyficzne miejsce zajmuje.... siatkówka górska uprawiana na wysokości 909m.n.p.m. Jeśli ktoś niefortunnie odbił piłkę, ta toczyła się po stoku przez wiele metrów.W tym dniu rycerze poszukiwali jeszcze Smoczej Jamy, ale przestraszone smoki odleciały gdzieś daleko, a swe siedliska skrzętnie ukryły przed wścibskimi oczami zarówno wojów jak i wiedźminów. Kiedy słońce żegnało nas nieśmiałym blaskiem, rycerze musieli oświetlić przedmurze warowni  płomieniami ogniska, przy którym upieczono uprzednio upolowaną (w sklepie) zwierzynę. Podsumowaliśmy też  trzy latach zmagań  i ćwiczeń  na mysłowicko- gimnazjalnych  polach. Wszystko, co złe, smutne na zawsze strawił ogień...Pulsująca w żyłach adrenalina nie pozwoliła im długo zmrużyć oka. Nie oznacza to, że warownia magurska  trzęsła się w posadach, nic z tego . Wszak rycerze swój honor mają. W skupieniu omawiali przebytą trasę, rozważali strategię, plan najbliższego kluczowego dnia. Niektórzy pokładali nadzieję w siłach wyższych  wyciągając ręce ku niebu i wznosząc modły.     Następnego dnia zaraz po porannej strawie rozpoczęliśmy wielki marsz. Uzbrojeni  w lekką zbroje szykowaliśmy się do decydującego starcia. Trakt  niebieski, później czerwony  wiódł przez wąskie, strome  ścieżki górskie. Rycerze zawsze starali się utrzymywać równe tempo, wspierali tych, w których duch walki osłabł. Zmagali się ze swoimi słabościami, brakiem wiary w końcowy sukces i ze słońcem które swymi promieniami bezlitośnie smagało ich zmęczone ciała. Około godziny 13:00 stanęli u stóp góry Żar. Zaprzęgiem linowo – torowym  dotarli na sam szczyt. Co ujrzeli przed oczami swymi, tego żadne słowa  nie oddadzą. Jazda na żelaznych rumakach - tor saneczkowy-na nowo przywróciły im wiarę i pogodę ducha.     Po krótkim odpoczynku zeszli do grodu zwanym Międzybrodziem Bialskim. Potężne kawałki podpłomyków (pizza)  z miejscowej oberży (pizzernia) pochłonęli w oszałamiającym tempie, co w znacznym stopniu zregenerowało ich nadwątlone siły. Ten spokojny ,wręcz sielankowy nastrój już wkrótce miał zostać obrócony w proch. W czasie wspinaczki do uprzednio zdobytej warowni(schronisko) walczyliśmy nie tylko stromymi podejściami, ale również z komarami wysysającymi mam krew i resztki energii. Wreszcie szczęśliwy powrót do miejsca przeznaczenia. Mimo wyczerpania ognisko zapłonęło raz jeszcze. Zmęczeni wróciliśmy następnego dnia do grodu zwanego Mysłowicami o godzinie 15: 30.

O Autorze

Redakcja

Inne posty tego autora

gazeta_myslowicka logo-tvmyslowice