Ferie w Muzeum Miasta Mysłowice

18 lutego 2010

Drukuj artykuł
Kategoria:
Kultura i Edukacja

Na zimowiska wyjeżdżają tylko ci, którzy mogą. A pozostali? Nie wszyscy znajdują sposób na sensowne spędzenie czasu. Wpatrują się w komputer, w TV, nudzą albo narzekają. Ale te narzekania są niezasadne, bowiem MMM zorganizowało kilkudniowy maraton edukacyjno - rozrywkowy dla mysłowickich dzieci.

Na zimowiska wyjeżdżają tylko ci, którzy mogą. A pozostali? Nie wszyscy znajdują sposób na sensowne spędzenie czasu. Wpatrują się w komputer, w TV, nudzą albo narzekają. Ale te narzekania są niezasadne, bowiem MMM zorganizowało kilkudniowy maraton edukacyjno - rozrywkowy dla mysłowickich dzieci. I trafiło w dziesiątkę. Kto chciał ten trafił, nikomu nie odmówiono. Uczniowie szkół: SP nr 1, 2, 6, 9,  Szkoły Specjalnej, podopieczni Świetlicy Św. Faustyny, mysłowickiego Domu Dziecka i MOKIS - Janów – odwiedzający od wtorku do czwartku Stadionową 7a - mogli połączyć przyjemne z pożytecznym. Oj działo się! Na podłodze i w powietrzu, dosłownie. Zacząć wypadało od zwiedzenia muzeum. Choć większość z dzieci była tu już kiedyś z rodzicami lub klasą, to opowieść przewodnika jest niezastąpiona. Czy to już wszystko? Wprost przeciwnie. Broń fascynuje od zawsze. Pokaz zabytkowej broni palnej z kolekcji mysłowickiego kolekcjonera i znawcy broni – p. Zbigniewa Kościan – połączony z prelekcją zainteresował nie tylko chłopców. Czasy się zmieniają, może to zasługa komputerowych gier, fakt faktem, że młode panny ochoczo sięgały po eksponaty i pozowały do pamiątkowych zdjęć. Przy okazji przypomniano, że broń nie służy do zabawy. A będzie potrzebna dopóty, dopóki ludzkość nie zmądrzeje. Lotki. Celne oko i pewna ręka przydały się w konkursie rzutu lotkami. Elektroniczna tablica liczyła po swojemu, ale zawodnicy lepiej wiedzieli, kto jest „the best”Podłoga. Z mroków niepamięci odgrzebano rekwizyty dawno zapomniane: kapsle. Te najzwyklejsze, z butelek. Wypełnione kolorową plasteliną pełniły rolę zawodników. Okazało się, że drużynowy wyścig wyznaczoną trasą - po wspomnianej wyżej podłodze - pod czujnym okiem niezależnego jurora, może przysporzyć sporo emocji i wcale nie jest taki łatwy. Pod sufitem. Na szczęście grupy przybyły bez mam, bo te zapewne postawiłyby weto. Dzieci pod sufitem? A tak! Przyjaciel muzeum, pan Joachim Przebierała, instruktor z Harcerskiego Klub Taternickiego w Mysłowicach, zorganizował linową ściankę wspinaczkową oraz pokaz technik wspinaczkowych. Główną rolę odegrali: sprzęt oraz ochotnicy i ochotniczki. Pan Joachim w swoim stylu instruował, bawił, strofował, gawędził i mobilizował. I tu znów dziewczynki pokazały lwi pazur: potrafią być odważne, uparte, sprawne fizycznie. A fajtłapom - niech będzie żal. Gry komputerowe nowej generacji wywołały ogromne emocje. Kręgle, boks i tenis zgromadziły grono przyszłych mistrzów. Skąd w dzieciach tyle zapału? Dzieci i boks? Miejmy nadzieję, że w realu nikogo nie będą lać.  Śmigłowiec. Kto z Państwa siedział w prawdziwym śmigłowcu? Niewielu, a uczestnicy spotkania w muzeum mieli taką okazję. Ilość zegarów, mechanizmów i dźwigni uświadomił, że latanie to sztuka dla wybranych. A szkoła czemuś jednak służy.Maszyna do pisania i zwykłe pióro z obsadką i stalówką budziły zdziwienie: jak czymś takim pisać? Kaligrafia? Hmmmm, dziwne te literki… ale ładne. Jak pan to robi? Może warto przypomnieć dzieciom, co to jest list do rodziny? Telefon wygodniejszy? Zapewne. Prozaiczne – z punktu widzenia rodziców i dziadków – przedmioty, miały swój czas i swoje losy. Nowoczesne gadżety też tak skończą. Nie one są najważniejsze w relacjach między ludźmi.Film poświęcony epizodowi mysłowickiej historii („Mysłowice 1919”) pokazano jednej z grup. Wiedza i pamięć historyczna nikomu jeszcze nie zaszkodziły. Nie wstydźmy się śląskich bohaterów, jesteśmy im winni pamięć.Prezenty? A któż ich nie lubi? Nawet drobiazg sprawia radość, zwłaszcza dzieciom, o których zapominają bliscy. Pocztówki zostaną w szufladach, może kiedyś przypomną im te wizytę? Może trafią tu znów  wiedzione ciekawością?Poczęstunek, choć skromny, przyjęty został z radością. Herbata, ciastko czy cukierek – zawsze rozświetla dziecięce buzie.Powie ktoś, że program ten niewiele miał wspólnego z działalnością statutową muzeum. I tylko po części będzie miał rację, bowiem dzieci te przyszły do MMM. Obejrzały ekspozycje, plansze i makiety, wysłuchały gawęd o mieście. Mało? Przeciwnie. Nowe, nie bójmy się tego słowa: głupie przepisy, ograniczyły do zera wizyty szkolnych wycieczek w muzeach. Za kilka lat ktoś ważny i wpływowy obudzi się pewnie z ręką w… konstatując, że oto mamy niedouczone, obojętne, odporne na wiedzę dzieci. Ciekawe dlaczego? Więc może warto pochwalić? Cieszyć się trzeba, że w naszym mieście są ludzie, którym się chciało ruszyć głową. Minimalnym nakładem finansowym, koleżeńskim wysiłkiem, a nawet prywatnym sprzętem i eksponatami pasjonaci urozmaicili mysłowickim dzieciom tych kilka godzin, ku ich rozrywce, ale i wiedzy, obudzeniu ciekawości świata. Czyżby w mieście z kłopotami, targanym sprzecznościami, bez pieniędzy – to było możliwe? Marek Blaut

O Autorze

Dariusz Wójtowicz

Inne posty tego autora

gazeta_myslowicka logo-tvmyslowice