Pił, bił i zabił

08 stycznia 2009

Drukuj artykuł
Kategoria:
Wydarzenia

Na trzeźwo czuli się odpowiedzialni. Pomagali w utrzymaniu porządku w noclegowni, wspierali nowych klientów, mieli czyste ciała i jasne umysły. Kiedy wypili wstępował w nich diabeł. W Polskich noclegowniach od bardzo dawna nikt nikogo nie zabił. Zdarzyło się tak w Mysłowicach, dzień po świętach.

Na trzeźwo czuli się odpowiedzialni. Pomagali w utrzymaniu porządku w noclegowni, wspierali nowych klientów, mieli czyste ciała i jasne umysły. Kiedy wypili wstępował w nich diabeł. W Polskich noclegowniach od bardzo dawna nikt nikogo nie zabił. Zdarzyło się tak w Mysłowicach, dzień po świętach. Jerzy Filar Największą bzdurą, jaką mogły zrobić media to komentarz jednej z telewizji. Reporter stojąc przed budynkiem noclegowni powiedział, że za przyzwoleniem kierownictwa wniesiono na jej teren alkohol. Jako pozytywny przykład podał noclegownię w Katowicach, gdzie każdy nowy pensjonariusz badany jest alkomatem. W Mysłowickiej placówce też jest stosowany alkomat, a nawet dwa. Jeden standardowy, a drugi to naturalny „rentgen” Wojtka Kurbiela, kierownika schroniska. - Wystarczę, że spojrzę i od razu wiem, czy ktoś jest pijany. Pensjonariusze mają tego świadomość i „po kielichu” nawet nie próbują wejść do budynku wiedząc, że tam jestem. W pierwszy dzień po świętach dyżur pełnił nowy portier. Zwolnił się zaraz po tamtym wydarzeniu – mówi Wojtek. W czasie naszej rozmowy wyjaśnia przez telefon sytuację nowego pensjonariusza noclegowni. Przywiozła go karetka pogotowia. Mężczyzna nie ma żadnej dokumentacji lekarskiej. Znajduje się w ostatniej, objawowej fazie choroby nowotworowej. Z każdego otworu ciała cieknie wydzielina. Kierownik musiał zrobić opatrunki i poprosić o pomoc hospicjum. Zimą przybywa klientów. Teraz jest ich ponad 60. Dostawiono łóżka na korytarz i do świetlicy. W dzień po świętach nie było jeszcze tak ciasno. Kto katem, a kto ofiarą Tadeusz H. – zabójca, Marek Sz.- ofiara. Choć mogło być odwrotnie, bo to Marek rzucił się na Tadeusza. Dlaczego? Najprostsza odpowiedź – bo pili. Tadeusz H. przez dziesięć miesięcy był na terapii odwykowej. Lekarze stwierdzili, że przez alkohol nabawił się marskości wątroby. To oznacza praktycznie wyrok śmierci z odroczonym terminem egzekucji. Tadeusz H. wchodząc do noclegowni był trzeźwy. Pokazał portierowi reklamówkę, ale nogawki spodni nie podciągnął. A tam prawdopodobnie schował butelkę. Marek Sz. też był stałym klientem mysłowickiej noclegowni. Kilka razy wylatywał dyscyplinarnie za złamanie nakazu abstynencji. Tak też było w okresie przedświątecznym. Wojtek Kurbiel musiał wyrzucić go za pijaństwo. Uczestnicy bójki byli znani z tego, że na trzeźwo zachowują się poprawnie, a jak na noclegowniane warunki nawet bardzo poprawnie. Chętnie pomagali w pracach porządkowych, potrafili wspierać nowych kolegów, przestrzegali standardów higienicznych. Alkohol wywracał ten stan do góry nogami. Wyzwalał w nich agresję, która powodowała, że nie chciały z nimi mieszkać pod jednym dachem biologiczne rodziny. Marek Sz. mimo zakazu wkradł się do noclegowni. Jako stały bywalec poczekał na moment, kiedy portierni zaczął pilnować nowy pracownik. Swoim sposobem znalazł się na terenie obiektu. Był pijany. Do bójki doszło po godzinie 12. Kiedy zaczęli się bić, pozostali pensjonariusze (w sumie 10 osób) wyszli. Nie wchodzili tam przez jakiś czas i nie powiedzieli nic portierowi. W końcu ktoś musiał pójść po klucz do suszarni. Wszedł, zobaczył na podłodze trupa i wszczął alarm. Przyjechała policja, pogotowie, Wojtek Kurbiel. Zwłoki były zmasakrowane. Gdyby nie było wiadomo, kto leży na podłodze identyfikacja sprawiłaby kłopot. O winie i karze Tadeusza H. orzeknie sąd. Bierni kibice całego zdarzenia raczej nie poniosą odpowiedzialności. Mieszkańcy noclegowni nadal są w szoku. Jeżeli takie wydarzenie może w ogóle mieć jakiś pozytywny skutek, to na pewno zmieniło (na jak długo?) ich stosunek do alkoholu. Na zapleczu noclegowni funkcjonuje ogrzewalnia, gdzie można spędzić noc bez względu na stężenie promili we krwi. Z takiej oferty noclegowej korzysta wielu bezdomnych, którzy nie chcą wytrzeźwieć i przeprowadzić się do noclegowni. Od 27 grudnia ogrzewalnia świeci pustkami. Jeżeli zdarzy się klient, to pochodzi spoza naszego miasta i prawdopodobnie nic nie wie o zbrodni. Wojciech Kurbiel, kierownik noclegowni Wciąż nie mogę się otrząsnąć po tej tragedii. Koledzy z innych noclegowni pocieszają mnie, że w takich miejscach nie przebywają przecież spokojni, stateczni ludzie, którzy wiedzą, jak, kiedy i ile można wypić, aby nie stracić nad sobą kontroli. To się mogło zdarzyć wszędzie. Trudno mi mieć pretensje do pracownika, który dyżurował wtedy na portierni. W tej pracy, aby dobrze spełniać obowiązki trzeba mieć nie tylko predyspozycje psychiczne. Liczy się również doświadczenie. Przeraża mnie natomiast postawa pozostałych mieszkańców noclegowni, którzy widzieli, co się dzieje i zwyczajnie wyszli z pokoju. Nie wiem, jak wytłumaczyć taką znieczulicę i przyzwolenie na zbrodnię. Wiem, że sporo można tłumaczyć alkoholem, ale czy wszystko?   Źródło: Życie Mysłowic

O Autorze

Redakcja

Inne posty tego autora

gazeta_myslowicka logo-tvmyslowice