Świadomy siły i umiejętności

16 stycznia 2009

Drukuj artykuł
Kategoria:
Sport

Z Grzegorzem Proksą, polskim zawodowym bokserem, mysłowiczaninem, młodzieżowym mistrzem świata WBC i IBF w wadze średniej rozmawia Marcin Król

Z Grzegorzem Proksą, polskim zawodowym bokserem, mysłowiczaninem, młodzieżowym mistrzem świata WBC i IBF w wadze średniej rozmawia Marcin Król > Rozmawiamy tuż przed meczem piłkarskim na charytatywnym turnieju piłkarskim Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Mysłowicach. Zagrasz w drużynie Gości GKS-u Katowice. Pieniądze zarabiasz w zawodowym boksie, ale piłkarzom też nieźle płacą… Ale ja od piłki zaczynałem! Mało tego, marzyłem od dziecka żeby grać właśnie dla klubu z Katowic, którego jestem wiernym kibicem. Niestety, nic z tego nie wyszło. Mam też za sobą epizod kolarski. W końcu przeniosłem się na ring i tak już zostało. I pewnie skłamałbym mówiąc, że żałuję. Choć sentyment do piłki mam ogromny. > GieKSa jest w trudnej sytuacji, grozi jej spadek z I ligi, ciągle nie ma sponsora strategicznego. GKS ma przede wszystkim najlepszych kibiców na Śląsku, którzy podobnie jak ja wierzą, że klub się utrzyma. Nawet nie dopuszczam do siebie myśli, że ekipy z Bukowej nie ma w I lidze. Wszystko będzie dobrze. > W lutym minie równo 10 lat odkąd przekroczyłeś progi Victorii Jaworzno, klubu z którego popłynąłeś w szeroki świat. Co boks daje Ci prócz pieniędzy? Nie ma co kryć, że w boksie zawodowym zarabia się sporo… Czuję się człowiekiem spełnionym. Kolejne zwycięstwa, zdobyte trofea mnie dodatkowo motywują. Jeden zbiera złom, ktoś inny chce być najlepszym spawaczem. Ja chcę być najlepszym bokserem, ring stał się moim życiem. Na laurach spoczywać nie zamierzam. Pieniądze nie są zaś moim celem. Prócz tego, że są jak każdemu potrzebne mi do utrzymania rodziny, to nie przykładam do ich posiadania aż tak dużej wagi, by chęć zarabiania przesłaniała mi inne wartości. Grunt to rodzina – zdrowa i szczęśliwa. > Czujesz, że stałeś się osobą rozpoznawalną? Ludzie postrzegają Cię nie tylko jako sportowca, ale także VIP-a? Coś jest na rzeczy, to fakt. Czasami zagadują na ulicy, ktoś poprosi o autograf i obiecuje, że będzie trzymał za mnie kciuki w następnych walkach. To przyjemne uczucie, dobra strona tego fachu. Ogromną rolę odgrywają dzisiaj media, zwłaszcza telewizje komercyjne. Pewnie w dużej mierze w promocji pomógł mi kontrakt z TVN-em, który transmituje moje zmagania na ringu. Tak się złożyło, że w tym czasie wygrałem 9 zawodowych walk. Nie mam jednak tzw. parcia na szkło. Nie pcham się przed kamery, nie mam zadatków na gwiazdę mediów ani potrzeby żeby nią zostać. Sława za wszelką cenę to zupełnie nie moja bajka. Zostawiam to innym. Takie podejście daje mi pewien komfort: nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem. > W ubiegłym roku stoczyłeś trzy walki zawodowe. W kwietniu wygrałeś z Wenezuelczykiem Jairo Alvarezem. Potem wygrywałeś kolejno z Rumunem Mihailem Macoveiem, w grudniu pokonałeś Anglika, Taza Jonesa. Każda z wygranych walk sprawiła, że wspiąłeś się w rankingach. Która miała największą wartość pod względem prestiżowym? W pojedynku z Alvarezem walczyłem ze złamaną ręką. Myślałem, że nie wytrzymam, a Wenezuelczyk uchodzi za pięściarza niebezpiecznego, do tego jest piekielnie silny i nieprzewidywalny. Zawziąłem się w sobie i postanowiłem, że za nic w świecie nie zejdę z ringu. Determinacja popłaca: walkę wygrałem. Z tego pojedynku wyszedłem zwycięsko nie tylko punktując Jairo Alvareza – pokonałem przede wszystkim swoją słabość. > O twojej walce z 2007 roku z weteranem ringów Ojay’em Abrahamsem krążą legendy. Anglik spasował tłumacząc się kontuzją ręki… Rzeczywiście, była to dość niecodzienna sytuacja. Abrahams już po dwóch rundach słabł, szło mu kiepsko. Pytam go, czy wszystko w porządku. Usłyszałem tylko: „Człowieku, daj mi spokój”. Przegrał przede wszystkim pod względem psychicznym, nie wytrzymał. Myślę, że był to efekt moich ciosów w korpus. Zresztą to samo powiedział mi potem mój trener, Węgier Laszlo Veres. Przyznał, że jeszcze nie widział zawodnika z takim uderzeniem. > Twój atut to… Szybkość, odpowiednia praca nóg. I… silne ciosy w korpus rywala. > Bywa, że się boisz? Strach pojawia się tylko wtedy, gdy pomyślę, że mogę przegrać. Zastanawiam się, jak zareagują moi kibice, moi najbliżsi. Ta świadomość dodaje mi adrenaliny, gdzieś w głowie automatycznie kasuję myśl o porażce, przestaję ja do siebie dopuszczać. Na razie to skutkuje i wierzę, że tak już zostanie. Ale strach jest rzeczą ludzką. Jeśli ktoś powie, że go nie zna, skłamie. Z kolegami z ringu rozmawiamy o tym. Nie robimy z tego tematu tabu. > Próbowano Cię prowokować? To trudny temat. Owszem, zdarza się, ale na szczęście nie jestem typem człowieka, który pozwala dać się sprowokować. Jestem świadomy swojej siły i umiejętności, dlatego wolę odejść, odpuścić. Można powiedzieć, że pod tym względem mam żelazny charakter. Gorzej, gdy ktoś będzie próbował skrzywdzić moją rodzinę. Przekroczy wtedy granicę, której nie powinien przekraczać. > Kiedyś przyjdzie moment, że będzie trzeba powiesić rękawice bokserskie. Mam kilka pomysłów na życie, no i sposób na biznes. Jaki nie powiem. Nie ma co zapeszać, bo jestem trochę przesądny.    Źródło: Życie Mysłowic  

O Autorze

Redakcja

Inne posty tego autora

gazeta_myslowicka logo-tvmyslowice